- Co tu... robię ? Ah, tak, postanowiłam wcześniej... wrócić. - wydukałam, całą swoją wolę skupiając na panowaniu nad głosem.
- Nie cieszysz się ? - dodałam cicho, spuszczając wzrok na stopy, szczelnie okryte czerwonym kocem. Spojrzałam na jego wąskie usta. Pewnie jeszcze przed chwilą oddawały pocałunki tej rudej lafiryndzie. Matt zdawał się poczuć moje spojrzenie, bo potarł twarz ręką, niczym w obawie przed resztkami szminki.
- Jasne, że się cieszę. - odpowiedział nieco zmieszany. Jakby dopiero po chwili przypominając sobie, że jestem jego żoną - powitał mnie delikatnym całusem. Z wielkim trudem opanowałam się, żeby nie odepchnąć, nie uderzyć, nie wykrzyczeć tego co we mnie siedzi. Odsunął się powoli, napięcie między nami rosło.
- Dlaczego siedzisz po ciemku ?
- Bo... Yyy... Chciałam po prostu odpocząć a... bolą mnie oczy. Mhm, tak. Strasznie pieką. - powiedziałam, po czym przysłoniłam je dłońmi. Moje kłamstewko chyba nie było najwiarygodniejsze, ale z braku chęci do dyskusji, lub jakiegoś innego powodu, Matt zostawił to bez komentarza.
- Tak długo byłeś w pracy ? - zapytałam nie patrząc na niego. To chyba zbyt trudne, patrzeć na własnego męża, którego wcześniej widziało się z inną i tak po prostu udawać że nic się nie stało.
- Jakoś tak się przeciągnęło... Kiedy cię nie ma, zawsze biorę sobie nadgodziny, wiesz jak to się czasem przydaje.
- Mhm. - zaczerpnął powietrze, lecz jeśli cokolwiek chciał powiedzieć, zrezygnował z tego i wrócił z powrotem do holu. Może coś ukryć ? Pewnie tak, jakąś jej rzecz, którą mogłabym znaleźć. Żeby tylko udało mi się utrzymac pozory. Muszę zrobić wszystko, żeby nie zorientował się, że wiem.
- Jest coś do jedzenia ? - zapytał, nawe nie wychylając się zza ściany. Przypomniałam sobie, że nawet nie zrobiłam zakupów. Znowu poczułam się jak na codzień, zwyczajne zakupy, gotowanie obiadków, głodny mąż. Ciekawe czym ruda go karmiła ? No chyba że samą miłością, szczegółów wolę nie wiedzieć. Nie wyobrażać sobie, że robił z nią to samo i w ten sam sposób co ze mną. To by było chyba za wiele jak na jeden dzień.
- Nie byłam w sklepie. Zaraz coś odmrożę i zorganizuję kolacje. - powiedziałam, wyplątałam się z koca i poszłam do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki resztkę jakiegoś gulaszu, nastawiłam wodę na makaron, po czym zajęłam się sałatką.
- Pewnie jesteś zmęczony ? - spytałam, kiedy z westchnięciem usiadł przy stole. Czułam się teraz nieco pewniej, a rola niczego nieświadomej żony wychodziła mi coraz lepiej.
- No.. tak z lekka. Wyczerpujący dzień. - tak oczywiście, nic dziwnego, taka napalona laska musi wymagać - pomyślałam ze złością, omal nie zacinając się nożem.
- Hm, a jak tam na wyjeździe ? Zwiedziłaś Moskwę ?
- Trochę tak, ale zabrakło mi czasu na dokładniejsze oględziny, pstryknęłam kilka fotek, poza tym nic takiego. trzy korzystne kontrakty, nowe wspaniałe miejsce. Standardzik. - mój opanowany głos zadziwił mnie samą.
- Aha, to dobrze. Jak oczy ?
- Oczy, jakie oczy ? Aaa... Oczy... Nadal bolą, jeszcze ta cebula. Może pokroisz ? - sama zaczęłam gubić się w słowach. Cebula trafiła się wyjątkowo jadowita - z piekących oczu poleciało mi kilka łez. Jedna - przynajmniej jedna z nich, nie była spowodowana cebulą. Zawierała całe napięcię dzisiejszego dnia, złość, ból i złamane serce. Wszystko to w maleńkiej kropelce wody.
Po kolacji, którą właściwie zjedliśmy w milczeniu, od razu poszłam do sypialni.
Ubrałam swoją ulubioną koszulkę nocną, po czym weszłam pod chłodną pościel. Poczułam wielką ulgę prostując wreszcie zmęczone plecy i odrętwiałe kończyny. Słyszałam jak Matt bierze prysznic. Księżyc w pełni nie dawał mi zasnąć. Obróciłam się plecami do okna, kiedy do pokoju wszedł mój mąż, jedynie w ręczniku na biodrach. Z wilgotnymi włosami, niezłymi mięśniami pokrytymi pojedynczymi kropelkami wody, błyszczącymi oczami i szczerym uśmiechem - wyglądał cudownie. Właśnie tego człowieka pokochałam, za niego wyszłam za mąż. Nie za drania zdradzającego mnie przy każdej okazji.
Usiadł na brzegu łóżka, wciąż w ręczniku. Zobaczył, że nie śpię. Pochylił się nade mną, zsuwając kołdrę z moich ramion, później brzucha, na końcu ud. Dłoń delikatnie wsunął pod moją koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz, a przed oczami znów stanął mi ten obraz z dzisiejszego popołudnia. Właściwie, jeszcze nigdy mu nie odmówiłam. Gdybym zrobiła to teraz - zorientował by się, w końcu znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Zawsze oddawałam mu się gdy miał na to ochotę, właściwie nigdy nie robiłam tego wbrew sobie. I tym razem również. Mimo, że nie było to nic nowego, czułam jakby był zupełnie obcym człowiekiem. Mężczyzną, którego nie znałam, którego na dobrą sprawę nie chcę. Ale on był. Musiał być - jeszcze jakiś czas. Zamyślona, nie zauważyłam nawet kiedy Matt pozbył się mojej koszulki. Całował teraz mój brzuch - i choć było wspaniale, to wciąż wewnątrz mnie coś krzyczało ' Nie rób tego!' Ale zrobiłam, szczerze mówiąc z wielką przyjemnością. Potrzebowałam jakiejś odskoczni, wyładowania stresu. Jutro pomyślę nad konsekwencjami.
Wargi Matta schodziły coraz niżej, chwilę potem leżałam już całkiem naga, wzdychając i drapiąc paznokciami jego placy. Ręcznik, który wcześniej miał na sobie, leżał teraz gdzieś w drugim końcu pokoju. Choć w duchu wciąż czułam, że nie powinnam tego robić - pozwoliłam mu dokończyć tę miłość. Potem oboje odpłynęliśmy w sen.
******************************************************
Obudził mnie jeden z pierwszych promieni słońca. Spojrzałam na poduszkę obok - była pusta. Matt musiał już wyjść do pracy. Przypomniałam sobie ostatnią noc - upojną, choć niezgodną z tym co etyczne. Objęłam się ramionami, czując wkradającą się na nie gęsią skórkę. W kilka sekund znalazłam się pod gorącym prysznicem. Nie bałam się już swojej wyobraźni - z każdym detalem widziałam scenę w której Matt i ruda oddawali się przyjemności. Zrobiło mi się nie dobrze. Jak mogłam się z nim przespać ? Po tym wszystkim to był szczyt głupoty. Ale co się stało to się nie odstanie, jednak źle mi z tym. Dobre pół godziny szorowałam się gąbką, próbując zmyć z siebie ślady jego warg. Niektórych rzeczy nie mogłam zmyć - musiałam je znieść. Wyszłam z kabiny w obłokach pary i owijając się ręcznikiem, poszłam do kuchni. Zjadłam szybkie śniadanie, po czym wzięłam się za makijaż.
Za oknem rozpoczynał się piękny , słoneczny dzień - idealny na zakupy. Znów stanęłam przed dużym lustrem jak wtedy w hotelu i ogarniając długie włosy w luźny warkocz, poszłam się ubrać. Około dziewiątej, pod budynek zajechała taksówka.
Po trzech męczących godzinach zakupów, wróciłam do domu z dwoma parami nowych szpilek, suknienką, dżinsami i filtrem do lustrzanki. Zakupy wylądowały na stole w kuchni, natomiast ja rozwaliłam sie na kanapie, włączyłam telewizor i pijąc zimne piwo przełączałam kanały.
Około czternastej zadzwonił do mnie Joe, z pytaniem o plany na wieczór. Tak więc dałam się namówić na przyjacielsko-zawodową kolację u niego, dziś wieczorem. Tak wiem, mam męża, ale biorąc pod uwagę jego zachowanie, mała kolacyjka nie zaszkodzi. Zawsze to jakaś odmiana. Zresztą, nie wiem czy dałabym radę tak grać jak wczoraj. Szło mi całkiem nieźle, ale gdy pomyślę o naszej wspólnej, mam nadzieję juz ostatniej nocy - jest mi po prostu niedobrze. Już nawet nie myślę co mógł robić z nią - po prostu nie chcę niszczyć żadnego przedmiotu. Z reguły nie jestem agresywna, ale przecież różnie to bywa z tym panowaniem nad emocjami. Tak więc z uśmiechem na twarzy, może i sztucznym , ale uśmiechem - przed osiemnastą zaczęłam zbierać się na kolację do Joe'go.
Jak zwykle spóźniona, w nowej sukience, nowych butach, rozpuszczonych włosach i nawet niezłym humorze - stanęłam przed drzwiami domu mojego szefa. Nim otworzył rozejrzałam się po ogrodzie. Jak to przyjemnie musi być mieć skrawek podwórka. Ja od dziecka mieszkam w wieżowcu, tak się życie ułożyło.
- O jesteś wreszcie. Wchodź. - powiedział Joe, całując mnie w policzek. Uśmiechając się do niego - przekroczyłam próg jego domu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że po raz ostatni.
pisz, pisz talenciaro <3
OdpowiedzUsuń