- Znalazłeś coś ? - zapytał jeden z mężczyzn. Czego szukali ?
- Nie. Tutaj nie ma nic, żadnych listów, niczego. Idziemy do innych pokoi. - powiedział niskim głosem ten drugi. Jakich listów ? To nie byli zwykli włamywacze... Szukali czegoś konkretnego. Musieli znać Marka. Może miał jakieś powiązania z tymi ciemnymi typami ? Chciałam się tego dowiedzieć, jednak nie byłam na tyle głupia by iść za nimi i podsłuchiwać. Gdy przechodzili obok kuchni, wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie że uderzenia mojego serca są tak głośne, że rozbrzmiewają w całym domu. Powietrze boleśnie kuło mnie w płuca. Jeden z nich, wyższy, jakby spojrzał na mnie przez ułamek sekundy. Wbiłam paznokcie w dłonie, zabolało, jednak pozwoliło zachować resztki samokontroli. Mężczyźni przeszli dalej. Odetchnęłam dopiero, gdy weszli do sąsiedniego pokoju. Dłonią przesunęłam po równym blacie, odnalazłam szufladę. Najdelikatniej jak mogłam odsunęłam ją i w zupełnej ciemności, palcami namacałam nóż. Nie chciałam brać go do ręki, w obawie, że znów wydarzy się coś złego, znów ktoś ucierpi z mojej ręki. Jednak chciałam przeżyć, jeżeli to ja miałabym być atakowana. W każdej chwili mogli tu wparować. Podniosłam nóż do twarzy i przytuliłam rozpalony policzek do zimnego metalu. Po chwili wyszli z pierwszego pokoju i poszli do następnych. Na końcu otworzyli drzwi tego, w którym jeszcze dziesięć minut temu spałam. Usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Musieli strącić jedno ze zdjęć. Jeden z nich zaklął. Siedzieli w pokoju dość długo. Kroki na korytarzu rozległy się dopiero po dobrych dwudziestu minutach. Byłam odrętwiała nie tylko ze stania tyle czasu w tej samej pozycji ale i ze strachu. Wciąż mogli tu wejść.
- A kuchnia ? Sprawdzamy kuchnię ? - zapytał ten o niższym głosie. Jak na zawołanie.
- Która godzina ?
- Prawie wpół do ósmej. O której Davis wraca ?
- Niedługo. Lepiej chodźmy, wrócimy tu jeszcze. Jesteśmy już tak blisko. - powiedział, głosem pełnym satysfakcji.
- Tak, bardzo blisko. Może następnym razem dowiemy się więcej. A wtedy odnajdziemy to czego szukamy i Davis zapłaci za wszystko.
- Chodźmy. - to mówiąc wyszli, zabierając torbę. Drzwi zamknęli od zewnątrz na klucz, tak jak były. Musieli mieć specjalny sprzęt i być nieźle zorganizowani. Po pięciu minutach, wreszcie odważyłam się poruszyć. Nadal ściskając nóż, wyszłam do przedpokoju, spodziewając się że może wciąż tam stoją, tylko udawali, że skończyli. Dom był jednak pusty. Przetarłam oczy wolną dłonią i zamarłam na dźwięk zimnego jak skała głosu, tuż za mną.
- Następnym razem powiem im gdzie jesteś. - wychrypiał Joe, tuż obok mnie. Odskoczyłam jak oparzona i włączyłam światło. Ukazała mi się jego obrzydliwa, gnijąca postać. I ten niezmienny uśmiech.Uśmiech śmierci.
- I dołączysz do mnie. Zrobię wszystko, byśmy byli razem. Na zawsze, Maddie. - wypluł te słowa wraz z robactwem, na podłogę. Odsunęłam się do tyłu, próbując powstrzymać wymioty. Nóż miałam wyciągnięty przed sobą.
- Zostaw mnie w spokoju. Odejdź tam skąd przyszedłeś albo gdziekolwiek gdzie przebywają tacy jak ty ! Odejdź i nigdy więcej nie wracaj ! - krzyknęłam do niego, dławiąc strach.
- Za jakiś czas znów się spotkamy. Nawet nie wiesz jak szybko. - syknął i kolejna porcja obrzydliwej mazi skapnęła na podłogę. Chciałam wrzasnąć by się wynosił, kiedy nagle zgasło światło. Na ułamek sekundy. Krzyknęłam przerażona, ale wtedy ono zapaliło się znowu, a przede mną nie było już nikogo. Zniknął. Zniknęły też plamy i robaki. Pobiegłam do kuchni i jak najszybciej odłożyłam nóż. Nie chciałam mieć z nim już żadnego kontaktu. Kojarzył mi się ze śmiercią. Odsunęłam sobie krzesło i usiadłam, głowę opierają na dłoniach. Łzy skapnęły na gładką powierzchnię stołu. Dlaczego to się dzieje ? Dlaczego on mnie prześladuje ?! Bo go zabiłaś, Madelaine. - szeptał wredny głos w mojej głowie. Wiem. Zrobiłam to i teraz żałuję, ale dlaczego nie zostawi mnie w spokoju ?! Bo jesteś winna. Jesteś morderczynią. Uciekasz. Uciekasz. Dopóki uciekasz. Wstałam szybko i poszłam do pokoju, chcąc przestać myśleć. Omal nie nadepnęłam na rozbite szkło. Podniosłam ramkę, ze zdjęciem żony Marka. Kawałki szkła osypały się na podłogę, tworząc jeszcze większy ostry krąg. Piękna twarz z fotografii patrzyła na mnie. W jej wzroku też odnalazłam oskarżenie.
[ No i jak ? Taki pisany na szybko, ostatni w tym roku ;)
Wróciłam do pisania "Parodii słów niewypowiedzianych"
więc jeżeli ktoś jest zainteresowany, to rozdział piętnasty już powstał.
I życzę Wam niezapomnianego Sylwka
i tyle szczęścia w Nowym Roku, że nie ogarniecie ! :*
K.♥ ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz